Licznik

niedziela, 28 września 2014

Jesień


znów potrzebuje
mych nastrojów
pamięci coraz
mniej odległych
cichnących kroków
w pełnej szeptu
rozkołysanej
wiatrem alei

przychodzi biegiem
rzeczy ulotnych
których istnienie
znaczy wciąż wiele
milcząc patrzymy
na brzegach powiek
czas wiesza ciężkie
swoje cienie

patrząc milczymy
by niechcący
żal nie wydostał
się przez słowa
którym tak trudno
go odmierzyć
że zastygają
w dziwnych pozach

chciałaby mojej
duszy powić
przeczucie sypkie
jak w zegarze
że można każdej
nowej chwili
co chwilę nowe
nadać tchnienie

(prawdopodobnie 2000 rok)

środa, 24 września 2014

Intencja

Błagam, nie czytajcie tego wiersza
od tyłu – nawet na bezrymiu,
w pełnym blasku Lucyfera,
bo ma litery i tak dość czarne.
Od tak dawna nosi mój zapach,
że trzeba by go dać do czyszczenia.
Nie czytajcie go, jeśli łaska,
bo jest wolny i nie daje się podejść
ani uwiązać, by strzec kochanków
przed ich obojętnym wzrokiem
po wiekach wzajemnego zapatrzenia
ani obwąchać przez bezmiar
niesłownego zachwytu,
który obiecał udawać melancholię.
Błagam, nie czytajcie tego wiersza
w zamkniętych pomieszczeniach,
bo was opęta bezkresem,
z którym musi się natychmiast połączyć.
Urodzony na rozstaju krętych dróg,
gdzie zakopał ufność dobrym wiatrom,
póki jej nie rozgrzebią jak padliny.
W czaszce nie osiądzie jak kurz,
bo go można zetrzeć jeszcze w uniesieniu.
Droga kończy się tak nagle
jak odcięte ucho van Gogha,
bada palcem otchłań rany,
gdzie czerwie powiją zmrok.


A chciałem go napisać,
by był dobry
dla innych...