Licznik

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Jednym zdaniem


Doświadczenie regularnie smutne jest z reguły w cyklu dwudziestoczterogodzinnym z przerwą na zły sen i to naukowo dowiedzione - Profesura Okręgowa potakuje, siedzi przy długim stole, pokrytym naukowo ciemiężonym suknem na dębie i kiwa łebkiem, że tak, je t'aime, я тебя люблю, za ten łebek na sprężynce jeden owaki został noblistą per procura, najpierw jednak został obudzony z rana w fatalnym Dagestanie, bo myślał, że mu się przodomózgowie cofnęło ze dwa przystanki w stronę centrum, ponieważ tam akurat zgubił wczoraj sto rubli na trasie Moskwa - Pietuszki i od razu mu coś nie pasowało, a kiedy podszedł ostrożnie i cichutko do lustra, które montowało po ciemku, żeby się błona światłoczuła nie naświetliła, dwóch rzekomych dermatologów w czarnych płaszczach z ludzkiej skóry, to już wiedział, co - nie było to duże, miało dwie dziurki w takim, co to wszystko można tam wepchać i kilka innych, wystarczająco twarzowych, otworów, lecz żaden od postrzału, który właśnie obudził go był tak nagle i tak wcześnie, zwiędłe kwiecie w środku lata, zwiędłe i zbutwiałe - dwudzieste pierwsze stulecie - wokół smród i wielka strata, w całym hożym świecie, na ścianie fotografia - niedźwiadek smutny, naukowo doświadczony przysiadł zaś niewidoczną pszczołę, co się okazuje, bo na drugiej fotografii owad wylatuje mu radośnie z pyska, z tej okazji, że miś ziewa, czyli fotografie вме́сте dwie, na podłodze futro z tego niedźwiedzia, na stole wczorajsza niedojedzona jajecznica, lekko pół ścięta, smutno zawiedziona, nadgryziona kromka chleba, suchy chleb bez życia, bez emocji, bez masła, wolno schnący ku przepaści swego jestestwa i bytu sensu stricto, w maśle pet z filtrem jak obrona przeciwlotnicza Stalingradu, z duszą zduszoną niczym słowiańska łza, zapita odkapslowaną wódką Столичная z bazaru, bez akcyzy, smak rozpuszczalnika, jesień nadchodzi paskudna jak Jesienin, bezduszne milczenie cyrylicą na łamach zrzuconych na podłogę gazet, także pogłowie bydła spadło wprost w kałużę smutku w deszczowy poranek, krowy dudnią wymionami o parapet, nie chce im się pogławiać, warunki skrajnie ekstremalne i naukowo dowiedzione, no i ten postrzał, nie dający wciąż spokoju, w przedpokoju w lustrze to coś pełne dezaprobaty, wszystko nie tak – dupa, dupa, dupa - ów pisze owoż list pożegnalny do Profesury Okręgowej ze zwrotem „До свиданья*, jełopy”, bo chce się wysadzić w magistracie z Bogu ducha winnym doktoratem pod pachą, przy czym to takie, co nie pasuje, kręci się jak jasny gwint od detonatora, ale na szczęście w lustrze w przeciwną stronę i tylko dzięki temu nie odpada, pomysł żeby może zamontować sprężynkę - faktycznie jest na miejscu - konkretnie w dolnej szufladzie, gdzie leży sprężynka, a w kuchni siedzi matka wynalazków, smaży vitriole w oparach smutku, już ma taki łebek na sprężynce zamontowany i potakuje, że owaki ów dostanie w pokoju nobla za to, że jest wystarczająco postrzelony, tylko jeszcze musi sprawdzić czy mu łebek dobrze sprężynuje...

* Przekopiowane z wiersza pożegnalnego Siergieja Jesienina (napisanego podobno własną krwią)