Błyskotliwie napisany
tekst powinien składać się z trzech części. Pierwsza część to
wyjaśnienie – z jakich części powinien składać się
błyskotliwie napisany tekst. Druga część ma być dość luźno
powiązanym zestawem wykwitów pobudzonego, nierzadko
farmakologicznie, umysłu. Trzecią zaś powinna stanowić osobliwa
jak samo życie, acz nieprawdopodobna historia, co zwiększa szanse,
że czytelnik w nią uwierzy, której morał wprowadzi go w
filozoficzną zadumę, tak, aby poczuł on zew wilczej watahy, z
którą mógłby wyć do sześćdziesięciu trzech księżyców
Jowisza. Jest trzydziesty dziewiąty i-pada pięć tysięcy półtora
roku. Pogoda pod zmutowanym psem. Ruch na drogach blokują samochody
z kwadratowym ogumieniem, najmodniejszym w tym sezonie. Dokoła
dzieje się masa zdumiewająco dziwnych rzeczy, w tym również
Massachusetts. A z beczkolotów rozpylane jest zbiorowe szaleństwo,
potrzebne desperatom, by uwierzyć w iluzję, że wszystko jest
prawdą. Albo w prawdę, że wszystko jest iluzją... Albo wszystko
jedno i do tego genetycznie zmodyfikowane. Specjaliści oddzielają
oniemiałych ludzi od ich odbicia w lustrze promieniami sera i
skalpelem z tektury. Tektura na giełdzie w Pjongjangu osiągnęła
już ceny czeskiego złota. Maklerzy porzucili pracę i zajęli się
poławianiem surowców wtórnych z Morza Martwego, które
przyłączono, po jego wcześniejszej pacyfikacji, do Pacyfiku. W
posiedzeniu rządu po raz stutysięczny wzięły udział hemoroidy,
co zaowocowało serią jubileuszowych eksplozji w stolicy Grenlandii
– Bombaju. A w stolicy Mikronezji, Nowym Radomiu, konduktor
wysadził się w tunelu z pędzącego metra za przejazd bez biletu.
Papieżem został wybrany po raz trzeci Dybuk Pierwszy i od razu
ogłosił koniec świata ułudy oraz liczne wizyty nowych gości w
domu umysłowo wyczerpanych, już od dawna nawiedzonym przez
schizofreniczne termity, które próbowały udawać głos sumienia.
Natomiast umysły członków partii rządzącej poddano, na ich
własne żądanie, natychmiastowej petryfikacji, jako odpowiedź na
odurzające protesty opozycji, które stały się dla nich kamieniem
odrazy (socjalistyczne „d”, którego „brzuszek” jest z lewej
strony, prawica zamienia automatycznie na „b”, chyba, że ktoś
jest dyslektykiem). A tymczasem wszystko zaczęło się od jaja, co
potwierdził Instytut Badań Owalnych im. Koła Fortuny, Instytut
Władcy Pierścienia im. Korzenia Żeń-szenia oraz niejeden znany
plemnik.
Zdarzyło się to w pewną
środę, choć nikt nie wiedział jeszcze, że to po wtorku, a nie,
dajmy na to, po świętach, po śniadaniu. Na śniadanie miało być
jajko topless, znaczy - bez koszulki, postraszone wrzątkiem, czyli
typowe śniadanie kontynentalne w okręgu Zastrachań. Jajko zaczęło
jednak od początku budzić obawy, czy jest świeże i, jak się
później okazało, nie tylko obawy. W celu zbadania jajka testami
organoleptycznymi posłano więc po głównego inspektora żywienia,
niejakiego Żywienia, który właśnie ze względu na nazwisko, godne
zaufania przy pełnieniu obowiązków inspektora wspomnianego
resortu, dostał niedawno nominację. Gdy jednak przybył na miejsce,
okazało się, że bynajmniej nie ma apetytu i ogólnie sprawiał
wrażenie dość impresjonistyczne. Tym bardziej, że – jak sam
przyznał – doczekał dopiero co z kolegami przy kartach wschodu
słońca. Ale z jakichś nieznanych powodów nie znalazł się na
obrazie Claude'a Moneta. Nie bardzo pomogła też flaszka wypitego
przed śniadaniem aperitifu. Traktował jajko z atencją, należytym
dystansem i obrzucał je fachowym, mdłym spojrzeniem, marszcząc
groźnie brwi. Kilkakrotnie w czasie marszczenia brwi przysnął
nawet i o mało co nie wypuścił z ręki, na szczęście intensywny
zapach cucił go skutecznie, co zanotowano skrupulatnie w raporcie.
Tymczasem jajko w odczuwalny dla wszystkich sposób traciło i tak
bardzo wątpliwy termin przydatności do spożycia i nie dawało się
go już nijak przedłużyć, zapijając dodatkowymi kieliszkami
wódki. Inspektor poprosił stanowczo o chwilę przerwy, w czasie
której pobiegł do toalety, gdyż akurat była wolna. W
sprawozdaniu zapisano, że „od 7.30 do 7.35, mierząc długością
promieni słonecznych, inspektor bił się z myślami i podejmował
trudne decyzje”, co było prawdopodobne, ze względu na dochodzące
w tym czasie z toalety odgłosy miotania się i bełkotliwe
przekleństwa. Po powrocie inspektora zauważono, że ma nabiegłe
krwią oczy, w których ujawnia się stanowcza niechęć do dalszych
testów. Nakazał, nota bene, żeby odnotować jego sugestie, że w
jajku wytworzyły się szkodliwe rudymenty, jak np.
etylo-wstrętonina, itp. Wszyscy byli dodatkowo niezwykle upojeni
naukowym podejściem do zagadnienia inspektora, którego autorytet
znacznie się właśnie podniósł, w przeciwieństwie do deszczu.
Czego też nie dało się nie zauważyć. Inspektor spojrzał w okno,
o którego parapet dudniły beznamiętnie grube jak tuczniki krople i
z egzystencjalnym smutkiem w głosie powiedział:
- Cały świat
boleje... Bo leje...Wszyscy zasłuchani w kapanie deszczu nie zauważyli, że przez uchylone drzwi percepcji wsunął się do pokoju ukradkiem – najprawdopodobniej - kot Behemot, albo nawet sam smolisty Lucyfer, bo tak naprawdę wszyscy byli poza zasięgiem postrzegania rzeczywistości. Obwąchał leżące na stole jajko, kłapnął kilkakrotnie szybko pyszczkiem, w trakcie czego jajko zostało całkowicie przez niego pochłonięte. Następnie oblizał się i pogłaskał po kosmatym brzuszku. Po czym, tak jak niepostrzeżenie wszedł, tak wyszedł. Nikt nie był też w stanie skojarzyć, że pozostawiony przez niego zapach siarki, różni się nieco od woni zepsutego jajka.
Kilka minut później na
dalekiej Północy zanotowano wstrząs tektoniczny o niezwykłej
sile, który spowodował fakt, że odpadło Ziemi jedno koło
polarne. Toteż trudno teraz przewidzieć bieg dalszych wydarzeń,
choć nietrudno przewidzieć, jak może skończyć się jazda na
jednym kole...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz