Licznik

niedziela, 3 grudnia 2017

Szurnięci

Każdy kij ma dwa końce. I ani jednego początku. Straszne bułgarstwo i szwajcarność tego świata. Straszne niemiectwo (cokolwiek by to miało znaczyć, znaczy źle!). A jeszcze wszystko oszczekuje z klifu wielki brytan. Według starej psiej zasady: „Poszczekamy - zobaczymy”. Te narodowe organizmy, genetycznie zmodyfikowane przez niejedną niewidomą niewiadomą, która w końcu staje się przykrym faktem. Po wielokroć tworzone próby wymyślenia jakichś równań społecznych z niejedną niewidomą niewiadomą nie przyniosły sprawiedliwych rozwiązań na świecie, jedynie nowe widoczne nierówności i wyboje. Nawet romboidalny Robespierre namalowany hipotetycznie przez Picassa, dzięki temu można powiedzieć – całkiem prosty człowiek – został o wiele skuteczniej ociosany przez gilotynę niż mógłby być przez pędzel. Może właśnie dlatego Picasso nigdy nie namalował Robespierre'a, zwłaszcza bez głowy, co byłoby o niebo prostsze. Jeśli życie wydaje się pulsować jakimś blaskiem uroku, to tylko wtedy, gdy patrzymy na nie przez okulary z różowym filtrem. W innym wypadku jest to po prostu czerwone ostrzegawcze światło, że coś się kroi na drobne kawałki, żeby dla wielu starczyło i jest to kolejny owoc z drzewa poznania niedobrego i złego... (czy jakoś tak). Okazuje się zresztą, że samo zło można kategoryzować i określać jego wielkość. Jednostką miary zła jest jeden Belzebub w stanie niełaski potępiającej. Mieści się on dokładnie na końcu szpilki, gdzie tańczy kankana na jednym kopytku i wymachuje ogonkiem, żeby nie stracić równowagi między Bogiem a Prawdą i uniknąć posądzeń, że to on jest niezrównoważony. Taką szpilkę łatwo komuś wsadzić, ale to jeszcze małe zło. Do większego potrzebna jest po prostu większa szpilka albo od razu bez szczypania się (żeby sprawdzić, czy to nie sen) głowica nuklearna.
Wielu ludziom może szurnąć w każdej chwili. W chwili szurnięcia może ktoś tego nie poczuć i nawet przez całą resztę życia może nie zdawać sobie sprawy z tego, że jest szurnięty. W takim wypadku dla ogólnego bezpieczeństwa powinno się takiego biedaka zawekować – najlepiej razem z psychiatrą, który będzie starał się odwieść go od próby przeciśnięcia się przez uszczelkę, bo w swym szaleństwie mogłoby mu się to udać. To nie jest takie nieprawdopodobne – w końcu tak wielu przedostało się przez bardzo szczelne systemy weryfikacji i znalazło się u sterów upragnionej przez siebie władzy, aby prowadzić społeczeństwo w szurnięty wymiar szczęścia. Szuranie słychać zewsząd, jak świat długi i szeroki. Bardzo łatwo się z tym dźwiękiem oswoić i prędko przestać się go obawiać, tym bardziej, jeśli to nasz wewnętrzny głos, który budzi nas rano i usypia wieczorem...

Sen jest wyspą. Nic nie nadaje się lepiej do tego, żeby się porządnie wyspać, jak wyspa. Musimy do niej tylko dopłynąć. Na szczęście najczęściej się to udaje. Choć niekiedy prąd znosi nas daleko od brzegu i robi się bezsennie. Jeśli nie ogarniają nas wtedy ciemne barwy, to z pewnością odmalowany kilkoma warstwami beż przesady. Zdarzenia chciałyby wreszcie odpocząć, tymczasem garaże zdarzeń wciąż stoją puste. Świat opatula nas psychotycznie swym nadmiarem...

A na wsi spokój. Czterolistna koniczyna kwitnie. Bydlęta pasą się soczystym chlorofilem pod puchatymi jak poduszki obłokami. Słońce ku źdźbłom traw wyciąga swe pełne pokarmu wymiona. Pastuszek przysiadł, by skręcić lulkę z konopi. Pewnie rozmarzy się zaraz, legnie pod miedzą, nasunie kapelusz na oczy i będzie drzemał. Może nawet nie zauważyć, gdy na pole obok spadnie szpiegowski satelita lub nadjedzie czterech kościstych jeźdźców na koniach.