Licznik

niedziela, 24 listopada 2019

Tak to jest

Zdarzają się różne nieprzewidziane rzeczy. Wieczność – jeśli tak naprawdę w ogóle istnieje - prawdopodobnie zrodziła się też przypadkiem. W każdym razie przypadek istnieje... o ile to przypadek. Bo może zrządzenie losu, który zapisany jest ponoć w gwiazdach. Gwiazdy są niepodważalne. Nikt nie próbował podważyć gwiazd, ponieważ nie ma punktu podparcia... W pewnym momencie powstała też fałda na skraju. Co dla jej skrajnych zwolenników było oczywistą apoteozą skrajności. Może też Ziemia stała się w pewnym momencie zbyt płaska nawet dla tych, którzy wierzą w to, że taka jest. Trudno powiedzieć, niemniej zaranie fałdy pozostaje niejasne niczym za mgłą spowity mrokiem szkopuł. Potem pobrano pomiary i wpisano je do specjalnej kartoteki. Nadano sprawie numer ewidencyjny... Ponieważ nieokreślony pozostaje dzień powstania fałdy, święto jej powstania obchodzi się zatem codziennie. Zaczęto również pisać pochwalne poematy, których uczono nawet w szkołach, szczególnie w szkole życia. Na przykład taki oto, autorstwa nieznanego dotąd poety Oktopusa Tentakla:

„W drelichu lichym stoję cicho,
Patrzę, czy obraz się nie zatrze
Z obrazy fałdy wielkiej - chichom
Historii przeciw przywiał wiatr, że...
O, bezrozumny świata głąbie,
Co w swej nicości głąb zaglądasz,
Gdy się go już rach-ciach odrąbie
I pustej bomby wątły lont, aż
Iskry zagaśnie blady płomień -
Nieczuły na bomb niewybuchy
Łączący w słowach bólu głuchych
Jak seria przykrych powiadomień.
Czymże jest sedna mdły pantałyk,
Zaparć, czy czkawki niepokoje,
Przy Twoim – fałdo – zmyśle całym...
I przy tym gabaryty Twoje?!
Ja w nos po skosie dostać wolę,
Udarów sto byłoby darem,
Bylebym tylko kochać w kole
Wcieleń Cię zawsze dostał karę...
Fałdo, tyś wymiar mój zmieniła,
Łypanie na horyzont moje.
Tyś dla człowieka niczym siła -
Zwoje wygładza w czasze - co je.
Jak morski piasek w Morskim Oku,
Dla masochisty w bucie kamień,
Dla żula smuga pięknych mamień
Jak droga hen... dwunastu kroków.
O, fałdo, tyś wśród wszelkich zamięć
Największym wszakże jest zamięciem -
Dlatego z wszystkich sił swych czczę Cię
I uczę Ciebie się na pamięć!”

Przyjęto, że fałda i szkopuł są tym samym dwoistym w jedności tworem. Ale nie wszystkim się to podoba. Szczególnie Kontrafałdystom, którzy sami się tak nazwali. Bo nazwa wymyślona przez Zabranialsów była zbyt obraźliwa. W przypadku Zabranialsów było niemal tak samo (z wyjątkiem tego, że fałda jest po ich myśli), bo oni sami też nazywają się inaczej – bardziej patetycznie. Cóż - świat funkcjonuje na zasadach serdecznej wzajemności. W każdym razie fałdę należałoby od początku, według niegdyś obowiązujących kanonów piękna, przynajmniej czymś zakryć, spryskać wapnem, czy też pomalować w grochy, bo wygląda wystarczająco beznadziejnie. Kształtem przypomina wiele różnych, psujących krajobraz rzeczy, które dwuznacznie się kojarzą, szczególnie osobom lubiącym dwuznaczne skojarzenia. Kiedy pada deszcz, nasiąka i pęcznieje, natomiast w czasie suszy szosa sucha, prowadząca do fałdy, kruszeje i rozpada się, a przez porowatą powłokę na fałdzie wydziela się przykry smród i dziwnego koloru śluz, przez co wszyscy ześlizgują się z górki na pazurki i tarzają oblepieni śluzem w pyle drogi. Co może sprawiałoby nawet frajdę, aczkolwiek trudno znieść wspomniany wcześniej fetor i powodowany nim (oraz pyłem drogi) kaszel. Nie ma się co oszukiwać – fałda przypomina właściwie wrzód. Wielu jednak uwierzyło, że poza fałdą nie ma już niczego. Potwierdzać tę tezę ma fakt, że wszyscy, którzy dotąd próbowali uciec na pontonie, rzucając się z fałdy w bezbrzeżną otchłań, nigdy nie powrócili (rzeczywiście zastanawiające...). Ale Zabranialsi uważają, że ta fałda jest jednoznacznie cudna, bo to oni ją niejako stworzyli, do czego oficjalnie się przyznają i nie chcą jej zakrywać. Tym bardziej, że ich zdaniem symbolizuje wolność (mogła przecież nie powstać, a jednak powstała!) Zabranialsi zajmują się sianiem, podlewaniem i pieleniem (z jakichkolwiek pozytywnych aspektów) propagandy, że Kontrafałdyści chcieliby spędzać czas wyłącznie na libertyńskich igrcach w ogródkach działkowych ziemskich rozkoszy. Żeby domniemane życie Kontrafałdystów zdawało się godne potępienia przez wszystkich, którzy tylko sobie to wyobrażą. A na pewno przez wszystkich porządnych Zabranialsów, którzy oficjalnie żyją w ogólnym umartwieniu i moralnej czystości. Tak sami twierdzą, choć też sami jedynie w to wierzą! Kontrafałdyści natomiast mówią o sobie, że chcieliby po prostu wyraziście nowatorskich przemian, nie bacząc na wyrazistą w swej przerdzewiałej formie drezynę przeszłości, wiozącą swój własny pomnik wprost na bocznicę. „Nie chcą starego porządku, chcą nowego bałaganu” - zdaniem Zabranialsów oczywiście - „chcą nowych pozycji, w których mogliby się wycwanić”, a tymczasem to Zabranialsi bronią swego szczęścia w wystarczająco cwanych pozycjach i nie chcą żadnych zmian, zwłaszcza kiedy ich fałda jest na wierzchu. Kontrafałdyści też chcieliby jak najdłużej jechać wierzchem - najlepiej na swoim wierzchowcu. Tyle że Zabranialsi oferują im, ewentualnie, burą kobyłę. Zabranialsi chcą też, żeby wszyscy na świecie - tak jak oni – stawali w samo południe na jednej nodze okrakiem, podrygując do rytmu śpiewanej pieśni „Wlazł kotek na płotek”, który to skoczny utwór jest wg nich wzorem dla całej sztuki współczesnej. Kontrafałdyści nie wiedzą, po co mieliby to robić, bo mają, zdaniem Zabranialsów, ograniczoną wiedzę. Zabranialsi podkreślają też, że tak właśnie czynił ich praszczur – megalityczny umysł jeszcze w erze prekambryjskiej, potem zaś pradziad, który już podówczas nie był żadnym poganinem, tylko poganiał zaprzęgi trylobitów i był bardzo postępowy, bo bacznie śledził rozwój wypadków. Więc to zwyczajnie tradycja i cześć pieśni! Kontrafałdyści nie oddają czci owej pieśni, więc Zabranialsi wyją swą rzewną niczym sok z cebuli kanconę ze zdwojoną siłą. Wpadają przy tym w zachwyt, a Kontrafałdyści z niego wypadają i kręcą do tego nosem piruety. Nie każdy medal ma dwie strony, bo ten, który wręczają sobie nawzajem Zabranialsi ma jedną – ich stronę. Próbują ustanowić to prawnie. I jakimś cudem im się to udaje. Także to, że świat według ich projektu jest piękny i że wyczuwa on w naturalny sposób własne piękno i się nim upaja. Tymczasem Kontrafałdyści czują się smutni i niekochani, co widać, gdy płaczą cicho w kąciku swoich wspomnień prehistorii (zanim powstała fałda). Zabranialsi czują natomiast, że ich miłość do samych siebie jest normą. Kłamstwa Kontrafałdystów bledną przy drapaczach chmurnych fantasmagorii Zabranialsów. Ci ostatni jednak na tym pułapie iluzji stracili poczucie gruntownej rzeczywistości i ogłosili swoje mistrzostwo dobrego samopoczucia. Tylko fałda wciąż nie chce jakoś sklęsnąć. Raczej wciąż nabrzmiewa... Jakby czekała na pęknięcie... Albo po prostu nadejście czasów wielkiego wyrównania.