Licznik
wtorek, 29 grudnia 2020
czwartek, 24 grudnia 2020
sobota, 15 sierpnia 2020
wtorek, 21 lipca 2020
Wybór imienia
O
Marsjanach nie wiemy nic. Kompletnie i korpulentnie. Można się więc również w
stosunku do nich grubo pomylić. Może mają płaty czołowe na nitach - żeby im się
nie luzowały od czołobitności przed wyobrażeniem jakiegoś obleśnego demiurga.
Może cały korpus im się wyjmuje i zostawia go na noc w szklance. Może marsowa
mina oznacza dla nich patriotyczny wyraz twarzy z zapuszczonym kruczym wąsem, a
czerwony kolor swojej planety kojarzą wyłącznie ze skrajną prawicą, ponieważ
mają cztery kończyny, wszystkie dolne i jedynie na tej najbardziej ze
wszystkich prawej (patrząc od tyłu, bo prawdopodobnie mają oczy z tyłu głowy)
skaczą po kamieniach, więc jest cała czerwona od pyłu. No chyba nie od tego, że
spuchła. Tym bardziej że oni chyba klęsną zamiast puchnąć. W każdym razie
pozostałe trzy służą do dochodzenia do siebie, żeby nikt nie mówił, że wrócili
na czworaka. Marsjanie przypuszczalnie nie noszą butów, to znaczy być może
noszą je raz w roku marsjańskim do marsjańskiego szewca, żeby je obejrzał.
Szewc je bacznie ogląda, kiwa się raz do przodu i dwa razy na boki na znak
aprobaty, ponieważ zatwierdza doroczny przegląd obuwia i Marsjanie zanoszą je z
powrotem do marsjańskiej hacjendy. Chodzą boso, bo prawdopodobnie uważają, że
to bardziej patriotyczne, kiedy mają bezpośrednio bliski kontakt ze swoją
ojczyzną. Ale jest też prawdopodobieństwo, że Marsjanie zrezygnowali w ogóle z
fizycznej powłoki, z którą są same perturbacje i mieszkają na powietrznych
swych huśtawkach. Dlatego też ich dotąd nie widzieliśmy. Przygotowują tylko na
szczególne okazje swoje wizualizacje, to znaczy takie projekty w 3D – jak
chcieliby wyglądać. Ale tak ogólnie są szczęśliwi, bo oszczędzają swoim bliźnim
rozczarowań, co do swojej prawdziwej fizjonomii, za to te wizualizacje
wymiatają i mają nawet muzykę na czekanie Hi-Fi, dolby surround, gdy ktoś z
innej dzielnicy się spóźnia na umówioną ustawkę. Tymczasem nasza wiedza na ich
temat jest jak próżnia międzyplanetarna, a nasze oczekiwania wobec nich jak
pompa próżniowa. Ale dzięki temu możemy przyjąć ich z wielką pompą, kiedy do
nas przylecą, miejmy nadzieję - napompowani okazyjnym wzruszeniem - może już w
tym tygodniu! Tylko co wybrać? Co wybrać na tę okazję? Jaki utwór zagrać
mielibyśmy na dobry początek? Może “Cwał
Walkirii” z zapachem napalmu o poranku? Może “Odę do radości” z iskrą bogów, w
których my wierzymy, ale nie wiadomo, czy wierzą Marsjanie. Czy z trzech cnót
wiarę umiłowali najbardziej - w nadziei, że jej siła sprawcza może wszystko
wykreować... Nawet źródło boskich iskier... I czy cenią sobie - jak my - piękną
iluzję? O tym, że wszyscy ludzie będą braćmi też trochę nie wypada... Ponieważ
trudno przewidzieć, czy Marsjanie nie żyją legalnie w kazirodczych związkach i
może mają na to jakiś patent i wyłączność w całym Układzie Słonecznym, a my
mamy tylko splot słoneczny i jesteśmy najbardziej wypaleni pod słońcem. A może
rozerwałoby ich kilka free jazzowych improwizacji? Więc może jakieś swinger
party? Czy może wynająć najbardziej oderwanego od ziemi didżeja, żeby to
wszystko zmiksował, a oni sobie już jakoś “poswingują” sami według gustu - w
końcu mają najprawdopodobniej te czułki, którymi ogarniają wszelkie czułości...
Czeluści... Czy może raczej służą im do odgarniania mgławic w czasie lotów
pojazdami podobnymi do wyrzuconego przez okno nocnika i jak przylecą, trudno
nam się będzie powstrzymać od śmiechu... Nie wiadomo też, czy nasz śmiech nie
będzie dla nich zaraźliwy, a ich śmiech dla nas zabójczy... My przecież nie
chcielibyśmy ich niczym zarazić, tylko raczej udobruchać, bo nie wiadomo również,
czy nie przylecą, żeby nam wypomnieć nasze wszystkie ekstrawagancje i sondy
wysyłane na Marsa: 1. Czy czujecie się samotni w piątkowe późne popołudnie z
butelką najtańszej wódki? 2. Czy urządzacie tam sobie piekło, a jeśli nie, to
czy udzielicie części z nas azylu celem przedłużenia nam życia, penisa i
orgazmu? 3. Czy jesteście za tym,
żebyśmy się mogli umówić w najbliższy piątek, około 18:00? 4. Czy jesteście za tym, żebyśmy mogli w przyszłości
przylatywać również do was z rewizytą, żeby was przekonywać do naszego jedynie
słusznego wszechświatopoglądu, jeśli nie uda się nam na Ziemi? 5. Czy wiecie,
że potrafilibyśmy się wysadzić nawet kilkanaście razy (ale nie na wasz nocnik)?
6. Czy będziecie też nas bezgranicznie kochać i szanować za nasze dotychczasowe
wielkie ziemskie dokonania? 7. Czy jesteście za tym, żeby ta sonda marsjańska
nie była anonimowa i gotowi jesteście przyznać się, kim dokładnie jesteście -
zwłaszcza, jeśli wasze odpowiedzi będą na “NIE”, żebyśmy mogli przynajmniej was
zhejtować? Zatem może przywitać ich w swobodnym (udającym zaskoczenie) negliżu
i zaproponować kawę? A może zamiast kawy woleliby coś mocniejszego, powiedzmy
trójnitrotoluen... Prawdopodobnie po podróży będą chcieli wrzucić coś na ząb,
czy co tam mają w paszczy i raczej liczą na przysmak kuchni regionalnej.
Aborygeni do lat 60. ubiegłego wieku byli uznawani za faunę. Jakby co - wydają
się w miarę najświeżsi. W imię naszej międzyplanetarnej przyjaźni trzeba będzie
kogoś poświęcić. I jakie wybrać to imię - ziemskie, czy lepiej nie?
piątek, 17 lipca 2020
poniedziałek, 6 lipca 2020
czwartek, 2 lipca 2020
piątek, 26 czerwca 2020
czwartek, 25 czerwca 2020
środa, 10 czerwca 2020
wtorek, 9 czerwca 2020
niedziela, 7 czerwca 2020
piątek, 29 maja 2020
poniedziałek, 25 maja 2020
WSZYSTKO BĘDZIE DOBRZE
Chcemy wierzyć, że jest nad nami
coś, co nas ochroni w krytycznych momentach. Krytyczny moment to taki, w którym
wszyscy wszystko właśnie akurat poddają krytyce, często nie używając przy tym
żadnych argumentów, za to wielu niewybrednych słów, chociaż nie mają do tego
uprawnień. Uprawnienia to takie specjalne przywileje, a nawet - można
powiedzieć - taki immunitet jak po narkotykach, że nie ma większości
ograniczeń. I wtedy można również wszystko i wszystkich krytykować, tyle że po
narkotykach właściwie bardziej chodzi o uprawianie ze wszystkimi seksu.
Nieważne. To coś nad nami, obojętne jak to nazwiemy – opatrzność, opactwo, NFZ,
cokolwiek – chcielibyśmy wierzyć, że za nas podejmie właściwe decyzje i kroki –
oczywiście bardziej w dobrym kierunku niż w dobrej wierze... Że już po prostu
potem będzie dobrze. Będziemy się mogli spokojnie zdrzemnąć i po przebudzeniu –
all right! Wyglądać to ma mniej więcej tak – otwieramy oczy i nad nami
rozpościera się parasol (czy to słońce, czy to deszcz). No, w sumie trochę słaba
ochrona. Ale potem jeszcze wyżej są góry. O, w góry tak! Zwłaszcza w górę
serca! A najbardziej zwłaszcza Tatry, bo Himalaje nie są nasze. Trudno, trzeba
się pogodzić, z tym że może kiedyś jeszcze będą, a my za to możemy oddać
Karkonosze, bo i tak już za dużo nosimy na karku wygórowanych oczekiwań! Jeśli
się już góry w końcu przestały wypiętrzać, lecz mimo to nie przestały odnosić
do nas z góry, to może przynajmniej będzie można sobie wybrać, które góry mają
być czyje i do kogo się odnosić - za pomocą głosowania specjalnymi wiązkami
promieni fal ultraakustycznych. I te wiązki będą głównie skupiać wszystkie
dziwne głosy, które słyszymy w głowie tuż po wszczepieniu nam elektrod z
mikrofibry przez obce molekularne transcendenty, wydobyte z niej specjalnym
odkurzaczem i przedostające się specjalnymi kanalikami czasoprzestrzeni, po
wystrzeleniu wprost w nasze mózgi z satelitów Elona Muska. A one krążą w końcu
nad górami. I przede wszystkim góry też będą mogły sobie same wybrać.
Górokratycznie. Zorganizuje się na przykład lawinowe głosowanie. Każda góra
będzie miała przydzielonego Mahometa, na stałe, żeby nigdzie nie musiał łazić z
certyfikatem z samej góry (niewykluczone, że Synaj). A na pytanie - kto te góry
będzie przenosił, odpowiedź (ze względu na to, że metoda „wytnij – wklej” póki
co na góry nie działa) jest od dawna znana – nie kto, tylko co – WIARA.
Niezłomna wiara w to, że dokona się właściwego wyboru. I Himalaje, wierzę w to
niezłomnie, opowiedzą się po naszej stronie i wtedy będziemy mieli nad sobą najwyższe
wartości. Nie w żadnej skali, tylko w
litej skale! Oczywiście nie zapominajmy, że będzie wciąż jeszcze niebo
gwiaździste nad górami i prawo astralne dochodzenia przez cierpienie do gwiazd.
I to niebo może się skłonić - za pomocą nieboskłonu - do przyznania niektórym
racji. Pod warunkiem, że niektórzy wierzą w to niebo. Dlatego trzeba wierzyć w
niebo i w rację tych, którzy ja mają.
Choć to wydaje się chwilami niemożliwe i niewiarygodne ze względu na narastające
ze znacznym natężeniem szmery z kosmosu, które dowodzą, że tak naprawdę kosmos
jest szemrany i kosmopolityczny, co się wciąż kłóci z naszymi poglądami i
dogłębnie szczerym przekonaniem. I co gorsza, w tym można się trochę pogubić, a
co dopiero w kosmosie. Ale spokojnie – jeszcze znajdzie się pośród nas taki śmiałek, który obleci wszechświat dookoła,
żeby odkryć, że to my jesteśmy w epicentrum, że wszystko się wokół nas obraca i
to na naszą korzyść!
piątek, 22 maja 2020
sobota, 28 marca 2020
Nie wiem
Nie wiem, wciąż nie wiem, wciąż nie
jestem pewien,
co piszczy gdzieś w trawie, co łka
gdzieś na drzewie.
Choć dociec bym chciał (też jak
co... jednak nie wiem!)
Czy na bezrybiu są jakieś raki i czy
tam także zimują.
Czy człek z natury jest dobry, czy
podłą, nikczemną szują.
Czy zasadnicza rzeczy istota jest
raczej biała, czy szara.
Czy rzecz w ogóle warta istoty, bo
przecież się o nią nie stara.
Nie wiem w zasadzie, nie wiedzieć
czemu, co mówić przy obiedzie,
kiedy milczenie ma tyle znaczeń
(szczególnie gdy go nie tłumaczę).
Nie wiem, czy Boga łapać za nogi, bo
przecież nie za słowa,
zwłaszcza że nigdy nic nie
powiedział, czemu za wszystkim sJe howa.
Nie wiem, czy lepiej zamknąć gębę,
spokojnie się udać do czorta,
czy krzyczeć może z sił całych:
„Hannibal ante portas!”
Ani co rano na siebie włożyć, ni co
pamiętać wieczorem,
Czy zdrowo zjeść i zdrowo się upić
(co jednak trochę chore).
Czy jestem może jakimś potomkiem
greckiego filozofa,
czy raczej tylko zwykłą osobą, co
często w rozwoju się cofa.
Nie wiem doprawdy dokładnie, ile
potrwają wszystkie chwile.
Czy będą piękne, długie i żyzne
jak w polu bruzdy orne,
czy krótkie, puste oraz czcze, a przez
to wręcz potworne.
Czy horyzonty się poszerzają, czy
warto w ogóle mieć szersze,
czy warto czasem nie spać w nocy i
pisać głupie wiersze...
Bo pewnie tak o tym płodzie mego
umysłu powiedzą,
skoro otwarcie mówiąc, chwalę się
tylko niewiedzą.
Subskrybuj:
Posty (Atom)