Licznik

czwartek, 6 czerwca 2019

Sprostowanie

Proste rzeczy są ogólnie dostępne. I jest to bardzo, ale to bardzo niesprawiedliwe. Ludzie skomplikowani powinni mieć zakaz korzystania z prostoty. Powinno się powołać specjalne ministerstwo gmatwania, które by wszystko to, co zrozumiałe w swej prostocie, odpowiednio plątało dla tych skomplikowanych, żeby prości ludzie czuli się dzięki temu lepiej. Prości ludzie powinni czuć się lepiej od innych, a nawet od samych siebie. Po prostu lepiej. Powinni mieć proste problemy do rozwiązania. Albo żadnych. Po co coś rozwiązywać, jeśli istnieje choćby cień podejrzenia, że potem będzie rozwiązłe. Powinno się też dla prostych ludzi budować drogi bez zakrętów. Zrozumienie prostych rzeczy nic nie kosztuje, zatem nie trzeba ich specjalnie dofinansowywać. Koszty rzeczy i spraw skomplikowanych są wysokie, zatem niech ci skomplikowani płacą za ciężką pracę prostych ministrów, dla których gmatwanie jest okrutnym i karkołomnym zajęciem. No i trzeba sobie wprost powiedzieć – nie zawsze im to będzie wychodzić najlepiej. Trzeba być wobec nich wyrozumiałym. Wybieranie skomplikowanych ministrów gmatwania byłoby nonsensowne, bo oni wszystko mieliby w naturalny sposób skomplikowane, więc braliby praktycznie pieniądze za nic. Nie po to się zresztą tak trudno rodzili i wychowywali, żeby potem mieli zawsze łatwo. To nieuczciwe w odniesieniu do prostego ludu w skomplikowanym świecie, gdzie ktoś musi ponieść konsekwencje wszystkich komplikacji i zapłacić za straty moralne. Ogólnie najlepiej by było, żeby skomplikowani ludzie wybudowali sobie gruby mur - za własne grube pieniądze - żeby się odgrodzić i prostych ludzi niepotrzebnie nie denerwować, gdyż samo omijanie skomplikowanych ludzi nie jest wcale proste.
Brak zabezpieczenia powoduje, że rodzą się dzieci. Wątpliwe, czy wszystkie całkiem potrzebnie, bo tylko część z nich spełnia w dorosłym życiu podstawowe kryteria człowieczeństwa. Tym bardziej, że do dzisiaj nie wiadomo dokładnie, co to znaczy być człowiekiem, gdyż jest to bardzo względne. W każdym razie nie wszyscy są dobrze urodzeni. Niektórzy pewnie pod złą gwiazdą, czy też może w ogóle było wtedy zbyt duże zachmurzenie. Prawdopodobnie zatem powinna asystować przy porodzie wróżka i przewidywać, czy narodzone dziecię zostanie na przykład w przyszłości mordercą. W takim wypadku stosowano by wobec niego profilaktycznie karę śmierci, bo lepiej zapobiegać niż leczyć. A potem wyleczyć się przecież nie da. Za karą śmierci przemawia też fakt, że wszyscy w końcu - tak czy owak - okazujemy się być śmiertelni. Ale i spośród tych spełniających umowne kryteria człowieczeństwa nie wszyscy dostają się po śmierci do nieba, bo życie jest krótkie i nie każdy zdąży nauczyć duszę fruwać. Skąd o tym wiemy? Z religijnych eksperymentów przeprowadzanych w tajnych laboratoriach w Watykanie. Wiemy też, że dusza obciążona grzechem nie może wzlecieć... Prawdę mówiąc, opada. Nie wszystkim ukazuje się Bóg. Właściwie to On sam powiedział (to znaczy - tak jest napisane), że nikomu się nie ukazuje, ale wielu wierzy, że Go mimo wszystko zobaczy, bo przecież Bóg też ma prawo od czasu do czasu zmienić swoją decyzję. Przykładem na to jest król Salomon, który widział Boga we śnie. Od tamtego czasu trwa dyskusja – co jest snem, a co nie jest. W każdym razie marzenia senne to bardzo ważny aspekt naszego życia. Trwają nawet próby stopniowego wprowadzenia snu na jawie, żeby stworzyć Bogu większe szanse i możliwości objawienia się.
Mózg pierze się w trzydziestu sześciu i sześciu dziesiątych stopnia. Chyba że ktoś ma gorączkę. W piekle przerabiają go na H2O, ponieważ mają deficyt wody, więc go nawet nie odwirowują. Zwłaszcza że większość jej przecież idzie na pranie. I jeszcze musi trochę zostać na gejzery na Islandii. Żeby dostać się do piekła, trzeba najpierw zadzwonić domofonem, bo nie każdy może wejść. Wszyscy jesteśmy ociupinkę dobrzy i często to można wyczuć. No i też po wyglądzie, czy na przykład - jaką ktoś ma fryzurę i kiedy się ostatnio mył – jak za bardzo czuć mydłem, nie wpuszczają, bo w piekle mają piekielne uczulenie na dobro. Wtedy siedzi się w takiej poczekalni i albo się za jakiś czas całkiem wydobrzeje, albo wręcz przeciwnie. Można się zeźlić w czasie oczekiwania. Więc jeśli ktoś jest z natury niecierpliwy i od razu zrobi piekielną awanturę, nie musi czekać. Awanturnicy mają wstęp wolny. W niebie z kolei niekiedy może powstać dziura, przez którą jakiś roztargniony anioł może spaść i potłuc się o ziemię. Dlatego potrzebny jest zaraz ortopeda i musi rzecz jasna mieć ostry dyżur. W niebie jest bardzo dużo wolnego miejsca, bo tam lubią duży metraż, żeby dusze mogły swobodnie hasać. To dlatego wszechświat się rozszerza. Przynajmniej ta część, gdzie jest niebo. I wszystkie filmy też mają bez ograniczeń, bo tylko takie mają filmy. Bo jak ktoś umarł bardzo młodo i w swojej domniemanej przyszłości oczywiście byłby niekarany, co jest bardzo istotne przy dostawaniu się do nieba, to nie wszystko by z tych innych filmów rozumiał i zażenowani rodzice musieli by mu wyjaśniać, czy też zasłaniać oczy nie wiadomo czym, skoro wszystko w niebie jest przejrzyste. A gdyby jego rodzice byli akurat w piekle, wtedy musiałby się wszystkiego dowiadywać od starszych kolegów. Internet mają tylko w piekle, właściwie cały Darknet tam tylko chodzi, bo tego normalnego nikt nie przegląda, nawet dziwne dzieci z in vitro. One marzą jedynie o tym, żeby im chirurgia plastyczna wygładziła dodatkową bruzdę na twarzy. A takie operacje są przecież nielegalne, bo to próba tuszowania grzechu. Nawet w piekle nikt nie chce się specjalnie wyróżniać, ponieważ panuje tam typowo hejterska atmosfera. W niebie za to wszyscy się kochają. Trwa taka bezcielesna orgia. Dusze przenikają się w czasie hasania wzajemnie w telepatycznej ekstazie. Tylko po islamskiej stronie nieba uprawia się podobno seks i to wyłącznie z dziewicami, które mimo to wciąż pozostają dziewicami i nie ma w tym nic niezwykłego. Niebo rządzi się swoimi własnymi prawami. Ze zbawieniem jest sprawa czasem dość skomplikowana. Przykładowo – kogoś zeżarł rekin. Chyba nie jest jeszcze zbawiony. Mógł być bardziej rozważny, mniej romantyczny. Rekin wędruje do piekła, gdzie się smaży i w któryś piątek podrzucają go na patelni do nieba, bo akurat wtedy jedzą tam rybę. Zresztą piekło i niebo mają swoje różne poziomy. Podobno jest dziewięć kręgów piekła. Każdy z nich to taki „level” i tam się gra w różne gry – rzecz jasna hazardowo – tyle że na zapałki, te od podpalania ognia pod kotłem. Zaprzedane i zniewolone dusze nie mają już w piekle żadnej wartości przetargowej. Natomiast siódme niebo to stan przejściowy i tak osiągalny tylko dla tych, którzy potrafią poruszyć niebo i ziemię, bo znaleźli punkt podparcia. Względnie niebiański punkt G.
Teoria ewolucji to ściema. Gdyby była prawdą, Żydzi rodziliby się już od jakiegoś czasu przynajmniej częściowo bez napletka. Tymczasem on pełni rolę rytualną i religijną. W przeciwnym razie komu i do czego byłby potrzebny?