„Prawdzie
powinno się zapobiec,
aby do
niej nie doszło.
W
przeciwnym razie wyjdzie na jaw.”
(Pierwsza
myśl po skopolaminie)
Żeby
zobaczyć sprawy w nowym świetle, potrzebne jest nowe oświetlenie.
Ale nie wystarczy goła żarówka, tylko raczej wypada zawiesić
żyrandol. Żeby było elegancko. W końcu mamy XXI wiek i każdy by
chciał przebywać w dostojnym blasku chwały i spożywać przy tym
dostojny kawał chałwy. Przecież na to tyraliśmy całe wieki i
oddał za to życie bezpowrotnie na tej ziemi kolosalny tabun ludzi.
Było zbudowane kiedyś miasto, takie tylko na próbę. Nazywało się
San Demo. W Republice Południowej Arktyki. Czy może gdzieś
indziej, bez różnicy. Tektura, pakuły, sklejka, celofan. Naukowe
fantastyko. Próbował być w nim kimś więcej niż atrapą
korkociąg do butelki z gwintem. Aczkolwiek butelka takowa służyła
wyłącznie do nabijania w nią pluszowych frajerów, zatem został
ministrem spraw pokrętnych. Wszystko się wokół czegoś kręci
albo jest tym czymś, wokół czego się wszystko kręci. Szok i
niedowierzanie. Bo to trochę jak zwykła pralka, tyle, że automat.
Ale to jeszcze nie jest dostatecznie pokręcone. Najbardziej
pokręcone są zwoje mózgowe i to, co się w nich przedwcześnie w
pośpiechu lęgnie. Prawdopodobnie przez to, że Ziemia kręci się
nie tylko wokół Słońca, lecz też wokół własnej osi. Trochę
jak jazda w wirówce przeciążeniowej. I to pewnie dlatego mamy
podwójnie skręconą spiralę DNA, niemniej żeby to zrozumieć,
trzeba być specjalistą. A już żeby w tym węszyć i szperać, to
wymaga skończonego fachury z dyplomem, którego nie kupił na
bazarze. Bo fuszer zawsze coś może wykręcić, na przykład żarówki
z żyrandola i od razu robi się ciemno. A znowu po ciemku widać,
jak ktoś pali skręta. Żeby go skręcić nie trzeba wybitnego
profesora. Różni krętacze nie muszą kończyć studiów. W ogóle
mogą chadzać najprostszymi drogami, bo wprawdzie prosta droga
czasem prowadzi do prawdy, lecz doprawdy leży ona najczęściej
pośrodku - nierzadko mocno nakręconej szpuli - tej od kompletu, z
czego zostały nici. Zrobiono kiedyś taki eksperyment, że
ochotnikom wprowadzono do mózgu elektrody. Jedna elektroda
przesyłała impuls łgarstwa w żywe oczy, druga impuls
potwierdzający tę nieprawdę. Wszyscy uczestnicy eksperymentu czuli
się szczęśliwi i zażądali, żeby im te elektrody wszczepić na
stałe. I nie będą już do końca życia niczego więcej
potrzebować. A tak właściwie, to mogą od razu umrzeć szczęśliwi.
Natomiast półprawdę znajdziemy w półśrodkach. Niestety wypicie
z kimś połowy litra wódki jeszcze niczego nie załatwia. Jeśli
zaś kręci nas zawiła ścieżka kariery, może to w naturalny
sposób przyprawić o zawrót głowy. I jeśli komuś się wydaje, że
do kręcenia potrzebna jest jakaś specjalna korba, to niekoniecznie.
Dzięki nauce wiemy już co i jak w znacznym stopniu jest spaprane. I
domyślamy się, że powinniśmy wszystko chociaż częściowo
odkręcić. Niestety to się chyba na pewno, raczej na bank
szwajcarski nie uda. Tak się w stu procentach wydaje. Koniec
dygresji. Wracając do San Demo - staraniem rady miasta skonstruowano
celem poprawienia relacji specjalne mosty zwodzone między
mieszkańcami, których zastępowały tymczasowo całkiem zmyślne
manekiny. Potrafiły nawet zdać podstawowe testy na sztuczną
inteligencję. Kwestie formalne załatwiano tam więc od razu z
kwitkiem i przygotowano na to nawet formalne kwitki oraz nie do
opisania wyszukany protokół. Panoszyło się urzędnictwo i
urzędastwo. Koszmarne dwie dziwy, całe w pąsach. Absolut tak nie
męczy, jak one! Jałowcówka tak nie wyjaławia. Wciąż
zastanawiano się przez to, kto to są ci kosmici z czułkami jak
barszcz Sosnowskiego, czy tylko saper może uprawiać seks z
seksbombą, czy może bezpieczniej, żeby spał z samą saperką i
czy śpiewanie przy śniadaniu pieśni o Nibelungach nie odbiera
apetytu na odzyskanie utraconego niegdyś skarbu nieświadomej
beztroski. W każdym razie może powodować obstrukcję, jako wyraz
lęku przed utratą ostatnio zjedzonej kolacji. Ale to wszystko
jeszcze do sprawdzenia na nowych testach. I pierwszy w kolejce jest
wariograf. Dajmy na to, że komuś pomaga, na przykład żeby
szczerze oszaleć z miłości... Było sobie brzydkie miasto, takie
gdzie wszystko było brzydkie i nieskromne – zachowanie - zwłaszcza
spokoju - jak też myśli samobójcze w czasie długiego objazdu po
wybojach, bo to się jakoś łączy. Objazd się z drogą łączy i
ludzie w obejściu tak obleśni, że leśniczego z lasu i leśnych
dziadków zbiera tam na torsje w czasie lokomocji. A dzikie świnie
kłapią uszami z zachwytu, że będą miały lux przetrawioną
wstępnie szamę. No po prostu chore jak sen aptekarza. Ale na
szczęście już tego miasta nie ma i tej drogi, bo się skończył
okres próbny, więc wszystko stało się przepiękne. Niemniej teraz
doszło parę kretyńskich niuansów: jeże, jeżozwierze i jeżowce
zawarły tajny pakt z prawdą o nie koleniu w oczy, kolory biały i
czarny obiecały, że nie będą sobie przeciwne i nie będą się
mieszać do niczego, pewności bezmiarowi dodaje fakt, że nie jest
mierny, bezmiaru pewności nic nie dodaje, bo po co. Pewne jak
mortadela della morte. Trzeba oddać papieżowi, co papieskie. Chyba
że nie braliśmy od papieża niczego, wtedy nie musimy oczywiście
niczego zwracać. Kochani, coś na boku się odleżało, jakieś
zaszłości. Nikt tego nie chce oglądać, chyba że chirurg, bo to
obrzydliwe. Aczkolwiek to taki symbol podprogowy, bo nie chodzi o
jakieś konkretne coś, tylko o cokolwiek, co mamy głęboko w Afryce
umysłu - ze wspólnymi ideałami dobra i piękna - na co Bóg ma
dokładnie tak samo wyeksponowane, jak na wszystko inne na tym
świecie. Chyba że jest postacią z bajki, która wszystkim się
martwi i przejmuje i planuje nam wybaczyć całe to doświadczenie,
tylko najpierw ześle na nas jakieś plagi. Kwestia podejścia. Ale
wracając do tych zaszłości – one tam zawsze będą – pod
progiem afrykańskiej części naszego umysłu. Będą sobie tańczyć
swoje tańce i śpiewać swoje pieśni. A my będziemy się tym
przejmować o tyle, że to jakieś dziwne. Ale już taki mamy
umysłowy folklor.