Licznik

wtorek, 21 lipca 2020

Wybór imienia

O Marsjanach nie wiemy nic. Kompletnie i korpulentnie. Można się więc również w stosunku do nich grubo pomylić. Może mają płaty czołowe na nitach - żeby im się nie luzowały od czołobitności przed wyobrażeniem jakiegoś obleśnego demiurga. Może cały korpus im się wyjmuje i zostawia go na noc w szklance. Może marsowa mina oznacza dla nich patriotyczny wyraz twarzy z zapuszczonym kruczym wąsem, a czerwony kolor swojej planety kojarzą wyłącznie ze skrajną prawicą, ponieważ mają cztery kończyny, wszystkie dolne i jedynie na tej najbardziej ze wszystkich prawej (patrząc od tyłu, bo prawdopodobnie mają oczy z tyłu głowy) skaczą po kamieniach, więc jest cała czerwona od pyłu. No chyba nie od tego, że spuchła. Tym bardziej że oni chyba klęsną zamiast puchnąć. W każdym razie pozostałe trzy służą do dochodzenia do siebie, żeby nikt nie mówił, że wrócili na czworaka. Marsjanie przypuszczalnie nie noszą butów, to znaczy być może noszą je raz w roku marsjańskim do marsjańskiego szewca, żeby je obejrzał. Szewc je bacznie ogląda, kiwa się raz do przodu i dwa razy na boki na znak aprobaty, ponieważ zatwierdza doroczny przegląd obuwia i Marsjanie zanoszą je z powrotem do marsjańskiej hacjendy. Chodzą boso, bo prawdopodobnie uważają, że to bardziej patriotyczne, kiedy mają bezpośrednio bliski kontakt ze swoją ojczyzną. Ale jest też prawdopodobieństwo, że Marsjanie zrezygnowali w ogóle z fizycznej powłoki, z którą są same perturbacje i mieszkają na powietrznych swych huśtawkach. Dlatego też ich dotąd nie widzieliśmy. Przygotowują tylko na szczególne okazje swoje wizualizacje, to znaczy takie projekty w 3D – jak chcieliby wyglądać. Ale tak ogólnie są szczęśliwi, bo oszczędzają swoim bliźnim rozczarowań, co do swojej prawdziwej fizjonomii, za to te wizualizacje wymiatają i mają nawet muzykę na czekanie Hi-Fi, dolby surround, gdy ktoś z innej dzielnicy się spóźnia na umówioną ustawkę. Tymczasem nasza wiedza na ich temat jest jak próżnia międzyplanetarna, a nasze oczekiwania wobec nich jak pompa próżniowa. Ale dzięki temu możemy przyjąć ich z wielką pompą, kiedy do nas przylecą, miejmy nadzieję - napompowani okazyjnym wzruszeniem - może już w tym tygodniu! Tylko co wybrać? Co wybrać na tę okazję? Jaki utwór zagrać mielibyśmy na dobry początek?  Może “Cwał Walkirii” z zapachem napalmu o poranku? Może “Odę do radości” z iskrą bogów, w których my wierzymy, ale nie wiadomo, czy wierzą Marsjanie. Czy z trzech cnót wiarę umiłowali najbardziej - w nadziei, że jej siła sprawcza może wszystko wykreować... Nawet źródło boskich iskier... I czy cenią sobie - jak my - piękną iluzję? O tym, że wszyscy ludzie będą braćmi też trochę nie wypada... Ponieważ trudno przewidzieć, czy Marsjanie nie żyją legalnie w kazirodczych związkach i może mają na to jakiś patent i wyłączność w całym Układzie Słonecznym, a my mamy tylko splot słoneczny i jesteśmy najbardziej wypaleni pod słońcem. A może rozerwałoby ich kilka free jazzowych improwizacji? Więc może jakieś swinger party? Czy może wynająć najbardziej oderwanego od ziemi didżeja, żeby to wszystko zmiksował, a oni sobie już jakoś “poswingują” sami według gustu - w końcu mają najprawdopodobniej te czułki, którymi ogarniają wszelkie czułości... Czeluści... Czy może raczej służą im do odgarniania mgławic w czasie lotów pojazdami podobnymi do wyrzuconego przez okno nocnika i jak przylecą, trudno nam się będzie powstrzymać od śmiechu... Nie wiadomo też, czy nasz śmiech nie będzie dla nich zaraźliwy, a ich śmiech dla nas zabójczy... My przecież nie chcielibyśmy ich niczym zarazić, tylko raczej udobruchać, bo nie wiadomo również, czy nie przylecą, żeby nam wypomnieć nasze wszystkie ekstrawagancje i sondy wysyłane na Marsa: 1. Czy czujecie się samotni w piątkowe późne popołudnie z butelką najtańszej wódki? 2. Czy urządzacie tam sobie piekło, a jeśli nie, to czy udzielicie części z nas azylu celem przedłużenia nam życia, penisa i orgazmu? 3. Czy jesteście za tym, żebyśmy się mogli umówić w najbliższy piątek, około 18:00? 4. Czy jesteście za tym, żebyśmy mogli w przyszłości przylatywać również do was z rewizytą, żeby was przekonywać do naszego jedynie słusznego wszechświatopoglądu, jeśli nie uda się nam na Ziemi? 5. Czy wiecie, że potrafilibyśmy się wysadzić nawet kilkanaście razy (ale nie na wasz nocnik)? 6. Czy będziecie też nas bezgranicznie kochać i szanować za nasze dotychczasowe wielkie ziemskie dokonania? 7. Czy jesteście za tym, żeby ta sonda marsjańska nie była anonimowa i gotowi jesteście przyznać się, kim dokładnie jesteście - zwłaszcza, jeśli wasze odpowiedzi będą na “NIE”, żebyśmy mogli przynajmniej was zhejtować? Zatem może przywitać ich w swobodnym (udającym zaskoczenie) negliżu i zaproponować kawę? A może zamiast kawy woleliby coś mocniejszego, powiedzmy trójnitrotoluen... Prawdopodobnie po podróży będą chcieli wrzucić coś na ząb, czy co tam mają w paszczy i raczej liczą na przysmak kuchni regionalnej. Aborygeni do lat 60. ubiegłego wieku byli uznawani za faunę. Jakby co - wydają się w miarę najświeżsi. W imię naszej międzyplanetarnej przyjaźni trzeba będzie kogoś poświęcić. I jakie wybrać to imię - ziemskie, czy lepiej nie?