Licznik

poniedziałek, 25 maja 2020

WSZYSTKO BĘDZIE DOBRZE


Chcemy wierzyć, że jest nad nami coś, co nas ochroni w krytycznych momentach. Krytyczny moment to taki, w którym wszyscy wszystko właśnie akurat poddają krytyce, często nie używając przy tym żadnych argumentów, za to wielu niewybrednych słów, chociaż nie mają do tego uprawnień. Uprawnienia to takie specjalne przywileje, a nawet - można powiedzieć - taki immunitet jak po narkotykach, że nie ma większości ograniczeń. I wtedy można również wszystko i wszystkich krytykować, tyle że po narkotykach właściwie bardziej chodzi o uprawianie ze wszystkimi seksu. Nieważne. To coś nad nami, obojętne jak to nazwiemy – opatrzność, opactwo, NFZ, cokolwiek – chcielibyśmy wierzyć, że za nas podejmie właściwe decyzje i kroki – oczywiście bardziej w dobrym kierunku niż w dobrej wierze... Że już po prostu potem będzie dobrze. Będziemy się mogli spokojnie zdrzemnąć i po przebudzeniu – all right! Wyglądać to ma mniej więcej tak – otwieramy oczy i nad nami rozpościera się parasol (czy to słońce, czy to deszcz). No, w sumie trochę słaba ochrona. Ale potem jeszcze wyżej są góry. O, w góry tak! Zwłaszcza w górę serca! A najbardziej zwłaszcza Tatry, bo Himalaje nie są nasze. Trudno, trzeba się pogodzić, z tym że może kiedyś jeszcze będą, a my za to możemy oddać Karkonosze, bo i tak już za dużo nosimy na karku wygórowanych oczekiwań! Jeśli się już góry w końcu przestały wypiętrzać, lecz mimo to nie przestały odnosić do nas z góry, to może przynajmniej będzie można sobie wybrać, które góry mają być czyje i do kogo się odnosić - za pomocą głosowania specjalnymi wiązkami promieni fal ultraakustycznych. I te wiązki będą głównie skupiać wszystkie dziwne głosy, które słyszymy w głowie tuż po wszczepieniu nam elektrod z mikrofibry przez obce molekularne transcendenty, wydobyte z niej specjalnym odkurzaczem i przedostające się specjalnymi kanalikami czasoprzestrzeni, po wystrzeleniu wprost w nasze mózgi z satelitów Elona Muska. A one krążą w końcu nad górami. I przede wszystkim góry też będą mogły sobie same wybrać. Górokratycznie. Zorganizuje się na przykład lawinowe głosowanie. Każda góra będzie miała przydzielonego Mahometa, na stałe, żeby nigdzie nie musiał łazić z certyfikatem z samej góry (niewykluczone, że Synaj). A na pytanie - kto te góry będzie przenosił, odpowiedź (ze względu na to, że metoda „wytnij – wklej” póki co na góry nie działa) jest od dawna znana – nie kto, tylko co – WIARA. Niezłomna wiara w to, że dokona się właściwego wyboru. I Himalaje, wierzę w to niezłomnie, opowiedzą się po naszej stronie i wtedy będziemy mieli nad sobą najwyższe wartości. Nie w żadnej  skali, tylko w litej skale! Oczywiście nie zapominajmy, że będzie wciąż jeszcze niebo gwiaździste nad górami i prawo astralne dochodzenia przez cierpienie do gwiazd. I to niebo może się skłonić - za pomocą nieboskłonu - do przyznania niektórym racji. Pod warunkiem, że niektórzy wierzą w to niebo. Dlatego trzeba wierzyć w niebo i w  rację tych, którzy ja mają. Choć to wydaje się chwilami niemożliwe i niewiarygodne ze względu na narastające ze znacznym natężeniem szmery z kosmosu, które dowodzą, że tak naprawdę kosmos jest szemrany i kosmopolityczny, co się wciąż kłóci z naszymi poglądami i dogłębnie szczerym przekonaniem. I co gorsza, w tym można się trochę pogubić, a co dopiero w kosmosie. Ale spokojnie – jeszcze znajdzie się pośród nas taki  śmiałek, który obleci wszechświat dookoła, żeby odkryć, że to my jesteśmy w epicentrum, że wszystko się wokół nas obraca i to na naszą korzyść!

Skrytość ducha