O
Marsjanach nie wiemy nic. Kompletnie i korpulentnie. Można się więc również w
stosunku do nich grubo pomylić. Może mają płaty czołowe na nitach - żeby im się
nie luzowały od czołobitności przed wyobrażeniem jakiegoś obleśnego demiurga.
Może cały korpus im się wyjmuje i zostawia go na noc w szklance. Może marsowa
mina oznacza dla nich patriotyczny wyraz twarzy z zapuszczonym kruczym wąsem, a
czerwony kolor swojej planety kojarzą wyłącznie ze skrajną prawicą, ponieważ
mają cztery kończyny, wszystkie dolne i jedynie na tej najbardziej ze
wszystkich prawej (patrząc od tyłu, bo prawdopodobnie mają oczy z tyłu głowy)
skaczą po kamieniach, więc jest cała czerwona od pyłu. No chyba nie od tego, że
spuchła. Tym bardziej że oni chyba klęsną zamiast puchnąć. W każdym razie
pozostałe trzy służą do dochodzenia do siebie, żeby nikt nie mówił, że wrócili
na czworaka. Marsjanie przypuszczalnie nie noszą butów, to znaczy być może
noszą je raz w roku marsjańskim do marsjańskiego szewca, żeby je obejrzał.
Szewc je bacznie ogląda, kiwa się raz do przodu i dwa razy na boki na znak
aprobaty, ponieważ zatwierdza doroczny przegląd obuwia i Marsjanie zanoszą je z
powrotem do marsjańskiej hacjendy. Chodzą boso, bo prawdopodobnie uważają, że
to bardziej patriotyczne, kiedy mają bezpośrednio bliski kontakt ze swoją
ojczyzną. Ale jest też prawdopodobieństwo, że Marsjanie zrezygnowali w ogóle z
fizycznej powłoki, z którą są same perturbacje i mieszkają na powietrznych
swych huśtawkach. Dlatego też ich dotąd nie widzieliśmy. Przygotowują tylko na
szczególne okazje swoje wizualizacje, to znaczy takie projekty w 3D – jak
chcieliby wyglądać. Ale tak ogólnie są szczęśliwi, bo oszczędzają swoim bliźnim
rozczarowań, co do swojej prawdziwej fizjonomii, za to te wizualizacje
wymiatają i mają nawet muzykę na czekanie Hi-Fi, dolby surround, gdy ktoś z
innej dzielnicy się spóźnia na umówioną ustawkę. Tymczasem nasza wiedza na ich
temat jest jak próżnia międzyplanetarna, a nasze oczekiwania wobec nich jak
pompa próżniowa. Ale dzięki temu możemy przyjąć ich z wielką pompą, kiedy do
nas przylecą, miejmy nadzieję - napompowani okazyjnym wzruszeniem - może już w
tym tygodniu! Tylko co wybrać? Co wybrać na tę okazję? Jaki utwór zagrać
mielibyśmy na dobry początek? Może “Cwał
Walkirii” z zapachem napalmu o poranku? Może “Odę do radości” z iskrą bogów, w
których my wierzymy, ale nie wiadomo, czy wierzą Marsjanie. Czy z trzech cnót
wiarę umiłowali najbardziej - w nadziei, że jej siła sprawcza może wszystko
wykreować... Nawet źródło boskich iskier... I czy cenią sobie - jak my - piękną
iluzję? O tym, że wszyscy ludzie będą braćmi też trochę nie wypada... Ponieważ
trudno przewidzieć, czy Marsjanie nie żyją legalnie w kazirodczych związkach i
może mają na to jakiś patent i wyłączność w całym Układzie Słonecznym, a my
mamy tylko splot słoneczny i jesteśmy najbardziej wypaleni pod słońcem. A może
rozerwałoby ich kilka free jazzowych improwizacji? Więc może jakieś swinger
party? Czy może wynająć najbardziej oderwanego od ziemi didżeja, żeby to
wszystko zmiksował, a oni sobie już jakoś “poswingują” sami według gustu - w
końcu mają najprawdopodobniej te czułki, którymi ogarniają wszelkie czułości...
Czeluści... Czy może raczej służą im do odgarniania mgławic w czasie lotów
pojazdami podobnymi do wyrzuconego przez okno nocnika i jak przylecą, trudno
nam się będzie powstrzymać od śmiechu... Nie wiadomo też, czy nasz śmiech nie
będzie dla nich zaraźliwy, a ich śmiech dla nas zabójczy... My przecież nie
chcielibyśmy ich niczym zarazić, tylko raczej udobruchać, bo nie wiadomo również,
czy nie przylecą, żeby nam wypomnieć nasze wszystkie ekstrawagancje i sondy
wysyłane na Marsa: 1. Czy czujecie się samotni w piątkowe późne popołudnie z
butelką najtańszej wódki? 2. Czy urządzacie tam sobie piekło, a jeśli nie, to
czy udzielicie części z nas azylu celem przedłużenia nam życia, penisa i
orgazmu? 3. Czy jesteście za tym,
żebyśmy się mogli umówić w najbliższy piątek, około 18:00? 4. Czy jesteście za tym, żebyśmy mogli w przyszłości
przylatywać również do was z rewizytą, żeby was przekonywać do naszego jedynie
słusznego wszechświatopoglądu, jeśli nie uda się nam na Ziemi? 5. Czy wiecie,
że potrafilibyśmy się wysadzić nawet kilkanaście razy (ale nie na wasz nocnik)?
6. Czy będziecie też nas bezgranicznie kochać i szanować za nasze dotychczasowe
wielkie ziemskie dokonania? 7. Czy jesteście za tym, żeby ta sonda marsjańska
nie była anonimowa i gotowi jesteście przyznać się, kim dokładnie jesteście -
zwłaszcza, jeśli wasze odpowiedzi będą na “NIE”, żebyśmy mogli przynajmniej was
zhejtować? Zatem może przywitać ich w swobodnym (udającym zaskoczenie) negliżu
i zaproponować kawę? A może zamiast kawy woleliby coś mocniejszego, powiedzmy
trójnitrotoluen... Prawdopodobnie po podróży będą chcieli wrzucić coś na ząb,
czy co tam mają w paszczy i raczej liczą na przysmak kuchni regionalnej.
Aborygeni do lat 60. ubiegłego wieku byli uznawani za faunę. Jakby co - wydają
się w miarę najświeżsi. W imię naszej międzyplanetarnej przyjaźni trzeba będzie
kogoś poświęcić. I jakie wybrać to imię - ziemskie, czy lepiej nie?
Licznik
wtorek, 21 lipca 2020
piątek, 17 lipca 2020
poniedziałek, 6 lipca 2020
czwartek, 2 lipca 2020
Subskrybuj:
Posty (Atom)