Cesarz Wespazjan, który był ponoć podtrzymywany w czasie agonii,
aby jako władca umierać na stojąco, musiał się w horyzontalnym
świecie rozkładu z konieczności przystosować do warunków post
mortem, ale wcześniej mógł sobie pozwolić na wspomnianą wyżej
ostatnią wolę jako znany dowcipniś. Śmierć jest o wiele bardziej
ponurym żartem, prawdopodobnie jakiegoś złośliwego demiurga,
który życie traktuje jako wstęp do puenty całkowicie mało
śmiesznej, w przeciwieństwie do życia. Cóż, żeby puenta mogła
być uderzająco ponura, wcześniej musi być zabawnie. A z trupów –
to dopiero można się pośmiać nie na żarty!
Zboczeni w paradoksie encefalografii Bracia i Siostry! Wiadomo, że
nie jesteśmy żadną rodziną. Łączą nas jednak liczne wady,
braki w wykształceniu, toalety publiczne, skłonności do
niehigienicznego trybu życia i uzależnień, czyli ogólnie – do
ryzyka. Wykarmiła nas ta sama afrykańska pramatka niedopieczoną
giczą wrogiego plemieńca. Niemniej wystarczy, że każdy ma swój
własny zagon do przeorania i inne obowiązki. Nie ma potrzeby, żeby
się zaraz w coś organizować, czy zbierać, bo niby do czego?
Chyba, że do rozbieranego pokera. Pewien inżynier z Instytutu
Raka-Nieboraka na Wyspach Popołudniowych Oceanu Spokojnego Specyfiku
wymyślił glebogryzarkę ze specjalną wadą zgryzu, żeby, jak
przejedzie, ziemia była lekką lub, gdy zawraca, lekką była.
Projekt takiej glebogryzarki powstaje w ludzkim mózgu, gdy pediatra
zapomni w dzieciństwie zalecić elektrowstrząsy. Wtedy na skutek
zaniedbań rozwija się później u dorosłego człowieka wyobraźnia
abstrakcyjna i świadomość społeczno-obyczajowa, czasem nawet
wyjątkowo trwała wtórna abstynencja. Mózg, sam w sobie, jest niby
fajny, włosy na głowie można u fryzjera też twarzowo uczesać i
zrobić ciekawą ondulację, ale najlepiej by było, żeby go było
można głaskać bezpośrednio po miękkiej oponie... Wtedy by
dopiero mruczał swoją ciekawą opowieść... O tym, jak się żyje
ponad dwa tysiące lat na moralnym kacu z wyrzutami sumienia niczym
międzykontynentalne rakiety balistyczne, albo jak się nic z wczoraj
nie pamięta, bo to była prehistoria, latały wtedy pterodaktyle, a
po ziemi chodziły same archetypy. Powinien też być zdalnie
naprowadzany na właściwe manowce przez wielki rządowy organ władzy
w stanie pobudzenia, inicjować przy tym plejadę hiperradosnych
przeżyć, a tymczasem StRwożyciel Nieba i Ziemi wetknął go do
jakiegoś takiego najczęściej przaśnego baniaka, żeby nie
wymiękał co chwila z powodu nadmiaru utrapienia i żeby, broń
Boże, ptak na niego przypadkiem nie narobił. Idzie facet przez
pustynię i się dziwnie rozgląda, bo wyszedł z domu tylko po
papierosy, a tu masz, dopadła go narkoleptyczna incepcja i powinien
przez to jakoś przebrnąć. Ale skoro pustynia to miejsce bezludne z
natury, to dlaczego on tu jest i liczy jeszcze na to, że kogoś
spotka. Akurat niespodziewanie wyłania się z burzy piaskowej czarny
karawan, kierowany przez Vlada Tepesa z hawańskim cygarem w zębach
a obok siedzi diabeł tasmański i sączy Cuba Libre. Trzeba
przymrużyć oczy, żeby przeczytać błyszczący jaskrawymi
refleksami słońca, odbijającymi się od złotej farby, napis na
samochodzie - „SOCIALISMO O MUERTE - Przeprowadzki”. Do tego za
samochodem pędzą psy i szczekają nieludzko. Vlad i diabeł nie
przejmują się tym w ogóle, zatrzymują pojazd tuż przed wciąż
oniemiałym facetem i zupełnie jak w jakiejś reklamie śpiewają
piosenkę:
Gdy tykanie cię zegara
Nudzi, choć się bardzo starasz,
Gdy już wiara, ta prawdziwa,
Że masz szczęście, dogorywa,
Gdy nadzieja już przygasa,
Rozczarowań cała masa,
Gdy jak cymbał brzmisz żałośnie,
Bo miłości pęd nie wzrośnie,
Gdy radości źródło suche
I nie czekasz na otuchę,
Gdy zmęczona twa powieka
Ze snem wiecznym ledwie zwleka,
Kiedy serce udręczone
Uciec chce na mroczną stronę,
Gdzie gwiazd nie ma, ni księżyca -
Wtedy życie nie zachwyca...
Więc się szybko z nami zbieraj,
Bo nam spieszno, jak cholera.
Jeśli nie masz innych planów,
Pakuj się do karawanu!
Psy znów szczekają nieludzko, że właściwie ostatnich słów
piosenki prawie nie słychać, a karawan jedzie dalej. Człowiek to
jest jednak taka kanalia, że nawet pustynię może zepsuć samą
swoją obecnością i jeszcze dobić naiwnym myśleniem. Jak do
czegoś dochodzi, to krzyczy oszalały ze szczęścia, a gdy się
okazuje, że to pomyłka, to twierdzi, że myślał, że do tego nie
dojdzie. A dokąd on się w ogóle z domu wybierał? Po papierosy...
jak nie powinien palić? To my sami tworzymy pustynie w naszych
umysłach. Made in Podświadomość. Po to, właściwie, żeby być
tam samemu i nikogo nie spotkać. A jeżeli już, to zawsze można
sobie cyknąć na środku pustyni Las Vegas. Pustyni i tak już
wszystko jedno! Powinniśmy raczej wyskoczyć z powrotem na drzewo i
kołysać do snu owoce, bo we śnie szybciej rosną. Są rzeczy,
które się zdarzają i takie, które się zderzają. Np. zderzają
się samochody, zdarzają się wypadki. Niby dwie różne rzeczy, a
wychodzi na to samo. Mnie gdyby się zdarzyła jakaś przygoda,
Drogie Siostry i Bracia, w Wielkim Zderzaczu Hadronów, miałbym
szansę spotkać bozon Higgsa. Na pewno zaprosiłbym go na piwo. A on
pogłaskałby mój mózg po miękkiej oponie i siedzielibyśmy tak,
milcząc i delektując się ciszą na pustyni w czasie zachodu
słońca, póki mrok nie ogarnie całej ludzkiej cywilizacji...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz