Licznik

środa, 24 września 2014

Intencja

Błagam, nie czytajcie tego wiersza
od tyłu – nawet na bezrymiu,
w pełnym blasku Lucyfera,
bo ma litery i tak dość czarne.
Od tak dawna nosi mój zapach,
że trzeba by go dać do czyszczenia.
Nie czytajcie go, jeśli łaska,
bo jest wolny i nie daje się podejść
ani uwiązać, by strzec kochanków
przed ich obojętnym wzrokiem
po wiekach wzajemnego zapatrzenia
ani obwąchać przez bezmiar
niesłownego zachwytu,
który obiecał udawać melancholię.
Błagam, nie czytajcie tego wiersza
w zamkniętych pomieszczeniach,
bo was opęta bezkresem,
z którym musi się natychmiast połączyć.
Urodzony na rozstaju krętych dróg,
gdzie zakopał ufność dobrym wiatrom,
póki jej nie rozgrzebią jak padliny.
W czaszce nie osiądzie jak kurz,
bo go można zetrzeć jeszcze w uniesieniu.
Droga kończy się tak nagle
jak odcięte ucho van Gogha,
bada palcem otchłań rany,
gdzie czerwie powiją zmrok.


A chciałem go napisać,
by był dobry
dla innych...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz