Licznik

niedziela, 15 lipca 2012

Zarysowany problem



Niestety - bycie innym w jakikolwiek sposób w Polsce jest kłopotliwe. Nie da się więc "odmieńcowi" uniknąć w Polsce nieprzyjemności - tak, czy inaczej. Od dziecka marzyłem, żeby wszyscy ludzie mogli być szczęśliwi - tacy, jacy są (rzecz jasna, z wyłączeniem tych, którzy krzywdzą innych). Od dziecka też wmawiano mi, że katolicyzm gwarantuje ludziom wszystko, co potrzebne do szczęścia. Że będąc katolikiem, miłuje się Boga, prawdę i wszystkich bliźnich. A tymczasem, okazało się, że to nieprawda.  Wiadomo, że jest w Polsce instytucja, która dzierży w ręku cyrkiel władzy i zatacza nim szeroki krąg (i to nie są wolnomularze). Ten krąg jest uświęcony tak zwaną "tradycją", zatem wyjście poza niego jest wysoce ryzykowne i niewskazane, bo tam rządzi szatan. A poza tym, jest się tam praktycznie wykluczonym ze społeczeństwa. W Polsce cyrkiel jest w dużej mierze szkodliwy, gdyż jest narzędziem mentalnej Inkwizycji. Gdybym nazywał się Grynberg albo Silberstein, mógłbym wyjechać z Polski  i dostałbym wsparcie, a jeśli do tego byłbym dostatecznie zdolny, zrobiłbym karierę... Ale nie nazywam się Grynberg, ani Silberstein i mieszkam w dziurze po cyrklu, jedynym miejscu, gdzie czuję się w miarę bezpiecznie, poza którym wszystko jest trumienne, katafalkowe, nagrobne, śmiertelnie poważne na szeroką, zakreśloną cyrklem skalę. Tu niczego nie można podważyć, bo jak się podważy, to jak spod wieka trumny od razu roznosi się trupi zapach śmiertelnej obrazy i oburzenia. Przyznaję otwarcie - sądzę, że polski, katolicki, ultraprawicowy, nekrofilski patriotyzm jest dla wszystkich niezdrowy. Dla naiwnych i tępych wiernych jest źródłem zaczadzenia, które sprawia, że stają się wściekle zajadli, chamsko agresywni, impregnowani na zdrowy rozsądek, skłonni do rękoczynów, choć w swoim mniemaniu są po prostu "krzyżowcami", walczącymi za wiarę. Dla ludzi rozsądnych jest niestrawny, wzbudza żałość, politowanie, czasem konsternację, niedowierzanie, czasem wręcz lęk. Jest niezrozumiały, bo irracjonalny. Jest wodą na młyn różnej maści oprychów, niedowartościowanych karzełków z emocjonalnym wodogłowiem, szukających pretekstu, żeby komuś legalnie "przypierdolić". Jest prymitywny niczym cep, może nawet powinienem powiedzieć  - młot, bo wciąż gdzieś jeszcze zdarzają się jakieś czarownice, gdzieś ludziom rosną rogi, ogony i kopyta, gdzieś można dowąchać się zapachu siarki... Żyjąc w tym kraju, codziennie sprawdzam z niepokojem, czy na czole nie pojawiły mi się podejrzane guzy, czy nie rozrasta mi się niespodziewanie kość ogonowa, czy nie twardnieją dziwnie stopy... I mimo tego, że na razie wszystko wygląda całkiem normalnie, nie czuję się tu całkiem dobrze. Ale nie wybieram się na żaden Madagaskar.




3 komentarze:

  1. No tak,jak zawsze prawie wszystko się zgadza, poza jednym, a mianowicie kolega wprowadza trochę rozmyty obraz rzeczywistości,bo może kolega za bardzo inspirował się prymitywistami, lub inna sztuką naiwną w swojej ocenie stanu jestestwa.A drogi kolego, ta równia pochyła zaczęła się tak.Była sobie wyspa, jak na wyspę całkiem bogata i bogatym żyło się na tej wyspie bogatym. Mogli pozwolić sobie na różne luxusowe dobra,a jak już sobie pozwolili to nawet mogli czerpać całą gębą z dobrodziejstw nowo wynalezionego "leisure time". Wszystko było jak najbardziej pozytywnie, choć wokół szalał romantyzm.Po drugiej stronie muru odgradzającego skromną set-ha posiadłość świat już nie był taki optymistyczny i pachnący różami. Tam był świat opanowany prze różnych Olivierów Twistów, Davidów Copperfieldów i innych nieudaczników życiowych, bo po prostu przez tych co się chu...o się urodzili.To był świat niezbadanych widm, podsycanych nowymi ogniskami zapalnymi rożnych paskudnych chorób,i tym światem to chyba już nic nie rządziło oprócz woli przeżycia i wymarzonej butelczyny czegoś tam.Ale nad obydwoma światami unosiło się coś, co dla wtajemniczonych braci zakonu było Wielkim Magiem, dla innych Wielkim Ekonomem, który przy pomocy swoich karbowych o popularnych nazwiskach np.Kantor (nomen-omen obecnie szef rosyjskiego giganta chemicznego) prostował wypaczone marzenia biedoty.I tak w geście samoobrony narodziła się "niewidzialna ręka" rynku, no, oczywiście niewidzialna dla tych co do dziś wierzą, że taka jest.A kwestia wiary? Coż, dla każdego wiara i "instytucje wiary" są na tyle do zaakceptowania, na ile akceptują to, w co wierzą.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie jestem pewien, drogi kolego, czy mówimy o tym samym problemie. Ja nie twierdzę, że jakaś wiara jest zła. Nie żądam nagłej naprawy podziałów społecznych, ani nie staram się być Adamem Słodowym ludzkiego losu. Bo na ten temat pisał już dawno temu Thomas More. Ludzie mają niezmiennie prymitywne pragnienia i najczęściej próbują je zrealizować krętym skrótem (bo prosta droga okazuje się być męcząca, wyboista i zbyt daleka). Wielu się to, niestety, udaje i stanowczo zbyt wielu unika odpowiedzialności za to (czywiście można by udoskonalić prawo, zwłaszcza w naszym kraju i to jak najszybciej), ale nie o to głównie chodzi mi w moim tekście. Ja żądam tolerancji i moje żądanie jest gwarantowane zapisem konstytucyjnym. Żądam, żeby zamknąć gęby oszołomom, którzy nawołują do zwady i sami sieją niezgodę pod pozorem rzekomo światłych idei. Jeśli ktoś się nie potrafi na tym poznać, z osób sprawujących władzę i tego ukrócić, to znaczy, że jest za głupi, albo sam siedzi po uszy w tej mierzwie. Sad but true. Posłużę się konkretem - ojciec redemptorysta bolesny, wiadomego autoramentu, samozwańczy mesjasz, funduje swojej dziatwie mało śmieszne meetingi i cały PSEUDOkatolicki, prymitywny freekshow z apokaliptyczno-spiskowym podtekstem. Takich "dobroczyńców"-manipulatorów proponuję po prostu zmarginalizować. W słynnej "Panoramie", gdzie pokazano wiernych z RM jako tło do informacji o sektach, to nie była pomyłka. Ci redaktorzy zrobili to specjalnie - jestem o tym przekonany. Kiedy ojciec Prometeusz zorganizował dawno temu radiofonię swoją w Niemczech, Germany, w Bawarii i tamtejszy episkopat dowiedział się, jakie treści ten dziwny ojciec rozpowszechnia, natychmiast radiofonia została skasowana. Byłbym wdzięczny naszym władzom kościelnym, gdyby pomodliły się czasem o podobną mądrość i stanowczość. Za co z góry dziękuję. Bo wierzę głęboko, że Bóg ich wysłucha. Tylko, że powinno się to zrobić dawno temu - teraz jest za późno. Zmiany w mózgach wielu ludzi są nieodwracalne! A skoro o odwracalności -wracając do głównego wątku - żądam też, żeby dziewięćdziesiąt kilka procent katolików uwzględniło i doceniło moją osobistą interpretację piątego przykazania. Dziwnym trafem to właśnie zdeklarowani katolicy mają największy problem z moim wegetarianizmem i myślą, że jak wyłowię sobie z zupy kawałki mięsa, to będzie przecież OK. Żądam, żeby dzieci w szkołach obowiązkowo prowadzić na wycieczki do rzeźni. Jeśli zechcą potem w dalszym ciągu jeść mięsko, to ja powiem - OK!!! Osobiście brzydzi mnie spożywanie zabitych zwierzęcych zwłok w jakiejkolwiek postaci. Ale czy ktoś doświadczył agresywnej agitacji z mojej strony przeciwko zabijaniu zwierząt? Ja Was Wszystkich Zabijających i Jedzących Mięso TOLERUJĘ! Wolno mi żądać odwzajemnienia. Tymczasem ja jestem problemem (co ja w ogóle jem?). Budzę nie zawsze zdrowe zdziwienie. Myślałem, że po dwudziestu latach wegetarianizmu będę równoprawnym biesiadnikiem przy stole. Niestety, wciąż zbyt często tak nie jest. Nie dostaję wegetariańskiego jedzenia. Dostaję to "NORMALNE", tylko bez mięsa. Jak mam się czuć w takich sytuacjach? Bo czuję się, jakby to było jakieś upośledzenie. Ale to już całkiem inny temat...

    OdpowiedzUsuń
  3. o. ja dzisiaj tez o swego rodzaju gorszoobywatelskosci. szlag.
    ale pamiętaj. nie wolno Ci zostawiać świata takim, jakim go zostałeś.
    może w przypadku, zawężając temat, wegetarianizmu, trafiłeś po prostu na złe miejsce w naszym pięknym kraju?
    dochodzą mnie słuchy że w stolicy jest z tym całkiem OK. co moze też oznaczać że niedługo zakres wegenormalności się poszerzy, jak cyrklem. czego Ci życzę.
    świeza fujzbukowa znajoma.

    thelightprincess.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń